Każdy ślub jest wyjątkowy. Sfotografowałem ich ponad 250, więc coś o tym wiem. Ten jednak, z pewnością można zaliczyć do tych wyjątkowych-wyjątkowych. No bo sami pomyślcie; przylatujesz do Paryża, gdzie Młodzi odbierają Cię z lotniska, zapraszają na brunch w swoim mieszkaniu, gdzie czekają już ich przyjaciele. Po nim masz kilka chwil dla siebie w przepięknym hotelu tuż obok, tylko po to, żeby popołudnie spędzić z nimi na łódce, płynącej po Sekwanie, gdzie pijesz wino, zagryzasz wybornymi serami, śmiejesz się dużo i głośno. No i fotografujesz, rzecz jasna. Następnego ranka towarzyszysz im podczas ceremonii w ratuszu, skąd przechodzicie do ich ulubionej, malutkiej restauracyjki, którą ich paryscy przyjaciele wypełniają niemal po brzegi. Dalej świętujecie, wiadomo. Prosto stamtąd jedziecie na lotnisko, bo uroczystość dla rodziny odbędzie się gdzie indziej, w pięknym dworku. Tam również jest pięknie; są przemowy, znakomite jedzenie, jest wino, są sery. I śmiech. Dużo, dużo śmiechu. Kolacja przeradza się w tańce, te z kolei w ognisko i tam ponownie taniec, tym razem już na trawie. Teren dworku opuszczasz o 5:28 nad ranem, bijąc wszystkie swoje dotychczasowe rekordy.
Mówiłem, że wyjątkowy? Zobaczcie sami.