Czasem bywa tak, że na ślub jedzie się przez pół Polski (w tym przypadku bardziej 3/4). Wyjeżdża się w piątek, wraca w niedzielę i w międzyczasie spędza mnóstwo godzin w samochodzie. Nie każdemu się tak chce. Gdy jednak trafia się na ludzi, którzy po przyjeździe zapraszają Cię i Twojego drugiego fotografa na „najlepszą pizzę w mieście” (i jednocześnie kolację w gronie ich przyjaciół!), których obserwowanie w dniu ślubu jest prawdziwą przyjemnością i, którzy po tanecznej nocy wstają wcześnie, żeby wspólnie zjeść śniadanie i napić się kawy — kilometry i czas spędzony w samochodzie przestają mieć znaczenie. Mam nadzieję, że na poniższych zdjęciach będzie widać jak bardzo się cieszyłem, że tam byłem.

Previous
Previous

Wesele w hotelu Rezydent w Sopocie

Next
Next

Ślub plenerowy w Winnym Dworku w Górzykowie